7 książek, które zostały zaadaptowane na próżno — pod każdym względem są lepsze niż filmy

Słabe adaptacje filmowe powieści Donny Tartt, Louisy May Alcott, Johna Greena, Stephena Kinga i innych...

Czasami oglądasz film na podstawie ulubionej książki i masz wrażenie, że wszystko się zgadza — bohaterowie, fabuła, nawet krajobrazy wyglądają znajomo — ale nie ma tej iskry. Potem znów otwierasz tę samą książkę i to jak powrót do domu.

Te historie nie tylko przetrwały swoje ekranowe adaptacje — przeżyły je. Bo słowa wciąż mają większą moc niż obrazy. Zebrałem dla was siedem takich powieści.
Klaun w białym kostiumie z czerwonymi guzikami trzyma książkę w rękach, obok niego stoi pisarz Stephen King w czarnym ubraniu
Pennywise z adaptacji powieści "It" i autor powieści Stephen King

"The Goldfinch" — Donna Tartt

Film wszedł na ekrany w 2019 roku. Ansel Elgort zagrał główną rolę Theo Deckera.

Powiem wprost — film się starał. I aktorzy byli dobrzy. Ale nie udało mu się uchwycić atmosfery powieści. Nic dziwnego, zważywszy że to prawdziwa cegła licząca prawie 800 stron, a film dosłownie ściska wielostronicowe epizody w pojedyncze ujęcia. Efekt to adaptacja, która wydaje się niesamowicie chaotyczna.

"The Woman in the Window" — A.J. Finn (Daniel Mallory)

Adaptacja wyszła w 2021 roku. Amy Adams zagrała główną rolę.

Film wyszedł błyszczący, ale książka jest bardziej ulotna i głębsza. To thriller psychologiczny, w którym przestajesz rozumieć, co jest prawdziwe, razem z protagonistką. Właśnie to zagubienie zginęło w filmie.

"Little Women" — Louisa May Alcott

Najnowsza adaptacja wyszła w 2019 roku. Saoirse Ronan zagrała Jo March, a Timothée Chalamet wcielił się w Lauriego.

Film był wzruszający z doskonałymi kostiumami, ale zbyt chaotyczny. Widzowie Rotten Tomatoes są w tej kwestii zgodni. Użytkowniczka Cassandra J napisała w swojej recenzji:

Niezwykle myląca mieszanka powieści "Little Women" i kilku fragmentów z życia jej autorki Louisy May Alcott. Nie jest wystarczająco dokładna ani szczegółowa, żeby można ją było nazwać biograficzną, ale elementy z życia Alcott, które zostały dodane, sprawiają, że jest dość zagmatwana, i nie mogę się z nią nie zgodzić.

"The Fault in Our Stars" — John Green

Film wszedł na ekrany w 2014 roku. Shailene Woodley zagrała Hazel Grace, Ansel Elgort wcielił się w Augusta.

Tak, film był wzruszający. Ale książka to nie tylko łzawica. W tekście między wierszami jest o wiele więcej życia niż na ekranie.

Adaptacja wygląda na oklepany i manipulacyjny. Od wykalkulowanej łzawiącej ścieżki dźwiękowej po dialogi, które wydają się specjalnie skrojone, żeby wzruszać. Film wyszedł papierowy (ale może tak miało być od początku, żeby uderzyć emocjami prosto w twarz).

"Les Liaisons dangereuses" — Choderlos de Laclos / "Cruel Intentions"

Współczesna adaptacja "Cruel Intentions" wyszła w 1999 roku. Zagrali w niej Sarah Michelle Gellar, Ryan Phillippe i Reese Witherspoon.

Film stał się kultowy, ale powieść to lodowata kpina z hipokryzji wyższych sfer. Lektura wymaga cierpliwości, ale nagradza precyzją, która przyprawia o dreszcze. Prawdziwa intryga to nie sceny w sypialni, ale listy (powieść napisana jest w formie epistolarnej).

"It" — Stephen King

Dwie części adaptacji wyszły w 2017 i 2019 roku. Głównych bohaterów zagrali Jaeden Martell, Finn Wolfhard oraz Bill Skarsgård (Pennywise).

Najlepszą recenzję tych filmów napisał użytkownik Rotten Tomatoes Jackson M:

Szczerze mówiąc, to leniwy film. Reżyser walczy młotem w każdą scenę bez jakiegokolwiek rozwoju fabuły czy postaci, oczekując, że bezmyślnie to przełkniemy. Ta wersja zbyt mocno polega na grafice komputerowej i wygląda po prostu okropnie. Wymazali też osobowość Pennywise'a... W tej wersji przeszedł od przebiegłego i zabawnego złoczyńcy do prawdziwego śmieciowego potwora. Jego piskliwy, wysokie głos bardziej irytuje niż przeraża. Bardzo, bardzo rozczarowujący seans.

"Memoirs of a Geisha" — Arthur Golden

Film wyszedł w 2005 roku. Zhang Ziyi zagrała bohaterkę o imieniu Sayuri.

Film był piękny, może zbyt piękny. Ale to jedyna zaleta tego obrazu, moim zdaniem. W efekcie Hollywood dało nam monotonne opowiadanie, które nudzi już po pół godziny oglądania. Ociężała adaptacja z okropnymi dialogami.

Jeśli chcecie przeżyć te historie naprawdę — bez pośpiechu, z namysłem, z wewnętrznymi pauzami na uczucia — te książki dadzą wam znacznie więcej niż jakiekolwiek dwie godziny przed ekranem. A wcześniej na zoomboola.com opowiadaliśmy wam o książce "The Martian Chronicles" — kiedy jesteście ostatnią rodziną pozostałą na Marsie po zniszczeniu Ziemi.