"The House of the Spirits": Film z Winoną Ryder, który krytycy zmieszali z błotem, a widzowie pokochali

Wyobraź sobie film z całą plejadą legendarnych aktorów. Wśród nich Jeremy Irons, Meryl Streep, Glenn Close, Winona Ryder i Antonio Banderas. Brzmi jak projekt, który powinien być gwarantowanym hitem, prawda?

Film z taką obsadą rzeczywiście powstał w 1993 roku i to "The House of the Spirits". I owszem, narobił szumu. Problem w tym, że była to ślepa amunicja – klapa w box office i miażdżące recenzje krytyków.

Dziś, z okazji urodzin Winony Ryder (29 października skończyła 54 lata), sprawdzamy, dlaczego ten film wyszedł znacznie lepiej, niż sugerują recenzje.

O czym to jest

Krótko mówiąc, "The House of the Spirits" to epicka saga rodzinna na podstawie powieści Isabel Allende.

W centrum historii stoi Esteban (Jeremy Irons) – bezwzględny, despotyczny mężczyzna, który przedziera się z nędzy do bogactwa i władzy, zostając senatorem.

Poślubia Clarę (Meryl Streep), arystokratkę obdarzoną telekinezą i zdolnościami wróżbiarskimi.

Ich córka Blanca (Winona Ryder) zakochuje się w Pedrze (Antonio Banderas) – biednym parobku i rewolucjoniście.

Historia każdej z postaci rozgrywa się na tle wojskowego zamachu stanu.

Dlaczego krytycy go znienawidzili

Na Rotten Tomatoes film ma zaledwie 32% od krytyków. Recenzje wręcz ociekają rozczarowaniem.

Wielu recenzentów pisało, że reżyser Bille August wziął świetną powieść i "wykroił" z niej całą magię i połowę postaci. Został tylko "szkielet historii", a film zamienił się w "ociężały melodramat z Hollywood lat 50.".
Kobieta w czarnej odzieży z otwartymi ustami, po prawej aktorka Winona Ryder trzyma twarz mężczyzny dłońmi
Kadry z trailera "The House of the Spirits"
Źródło:
Inni, jak Philadelphia Inquirer na RT, narzekali: "Jak można wziąć świetną powieść, obsadzić znakomitych aktorów i zrobić taki... nijaki film? To zagadka".

A krytyk Anthony Lane z The New Yorker zażartował, że film osiągnął niemożliwe – sprawił, że Irons, Streep, Ryder i Banderas "zagrali najgorsze role w swoich karierach".

Wielu zbijało z tropu też to, że anglojęzyczni aktorzy (Brytyjczycy i Amerykanie) grają Latynosów.

To wszystko sprawiło, że "The House of the Spirits" nazwano bzdurą, która próbuje wyglądać jak "Przeminęło z wiatrem", ale kończy się jako zwykły "pretensjonalny" kicz.

Dlaczego widzowie to pokochali

Ale widzowie na tym samym Rotten Tomatoes dali filmowi 71% (i 6.9 na IMDb). Zwykli ludzie, którzy obejrzeli film bez czytania książki, dostrzegli w nim znacznie więcej plusów. Może właśnie dlatego.

W swoich recenzjach piszą, że byli zachwyceni widząc taką obsadę w jednym kadrze. Inni nazywają film "solidnym dramatem" i "poważnym kinem", które "trzyma w napięciu od początku do końca", mimo dwuipółgodzinnego czasu trwania.

Chwalą też aktorstwo. Szczególnie dużo ciepłych słów pada pod adresem Glenn Close w roli Feruli, samotnej siostry Estebana. Co jeszcze piszą ludzie w komentarzach na RT:
  • "Jeden z najlepszych filmów wszech czasów. 30%? Wstyd."
  • "Wiem, że krytycy go nie lubili, ale historia jest tak dobra, a poziom aktorstwa po prostu fenomenalny."
  • "Wspaniała obsada i piękne dekoracje. Myślę, że ocena jest niska, bo film nie do końca odpowiada książce."
  • "Podobał mi się ten film ze względu na dramat i romans."
  • "Ten film jest tak dobry, że można go oglądać godzinami, oszałamiająca obsada i odniesienia do historii sprawiają, że nie mogę się oderwać od ekranu."
Podsumowując: mała rada dla widzów planujących obejrzeć "The House of the Spirits" – najpierw obejrzyjcie film, potem przeczytajcie książkę.

Albo przeczytajcie książkę, ale pamiętajcie, że to adaptacja inspirowana dziełem. Bo gdyby próbować podążyć za każdym wątkiem – jeden film zdecydowanie by nie wystarczył.

Poza tym film świetnie broni się sam. To poważny, niespiesznie opowiedziany dramat. Jeśli szukacie akcji, na pewno się znudzicie.

Ale jeśli macie ochotę zanurzyć się w rodzinnej sadze, zwłaszcza z taką obsadą – to właśnie to powinniście dziś obejrzeć.
A wcześniej na zoomboola.com pisaliśmy o filmie "The Voices", w którym kot namawia Ryana Reynoldsa, żeby został seryjnym mordercą.