"The Voices": W tym filmie kot przekonuje Ryana Reynoldsa, by został seryjnym mordercą

Przegapiłeś też ten kryminalny horror, w którym gwiazda filmów Marvela gra psychicznie chorą psychopatkę, którą gadający kot namawia do zostania seryjnym mordercą, podczas gdy pies próbuje go od tego odwieść? Aha, i jest tam jeszcze tańczący Jezus.

Okazuje się, że naprawdę coś przegapiliśmy. To szalona (dosłownie i w przenośni) komedia, która rozbija zwykły wizerunek Reynoldsa jako miłego chłopaka.

23 października skończył 49 lat. Z tej okazji warto zajrzeć do najdziwniejszego filmu (nie licząc "Free Guy") w karierze aktora. Mowa o "The Voices" (2014).

O czym to jest

wciela się w Jerry'ego – pozornie wesołego, sympatycznego faceta. Pracuje jako zwykły hydraulik i potajemnie podkochuje się w koleżance z pracy, Fionie (Gemma Arterton).

Problem w tym, że Jerry ma schizofrenię. A do tego przestał brać przepisane leki, co oznacza, że słyszy głosy.

A dokładniej – rozmawia ze swoimi zwierzakami. Jego kot, Pan Wąsik, to cyniczny typ, który non stop namawia Jerry'ego do robienia okropnych rzeczy. Z kolei pies Bosco to sama dobroć – błaga Jerry'ego, żeby pozostał dobrym człowiekiem.
The Voices trailer
Czy naszemu bohaterowi się to udaje? Ani trochę. W pewnym momencie miły facet staje się mordercą.

Rzeczywistość kontra halucynacje

Ogromny plus tego komedu to praca reżyserki Marjane Satrapi, znanej właśnie z "The Voices". Pod jej okiem film dosłownie dzieli się na dwie części – rzeczywistość i halucynacje.

Kiedy Jerry nie bierze tabletek, jego świat jest jasny, czysty, niemal jak musical. Do tego zwierzaki zaczynają gadać (kto o tym nie marzył?).

Ale gdy terapeutka w końcu zmusza go do wzięcia leków, musical zamienia się w szarą rzeczywistość. Halucynacje znikają. Kot i pies milkną. Mieszkanie staje się... Cóż, sami zobaczycie.

"Uwielbiam, jak drastycznie zmieniało się jego mieszkanie w zależności od tego, czy brał leki, czy nie. Na początku nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to to samo miejsce. Kocham takie detale" – opisuje użytkownik Reddita Meffrey_Dewlocks po obejrzeniu filmu.

Więc jaki jest werdykt? (I co ma do tego Jezus)

Zakończenie. O rany, to zakończenie. Można śmiało powiedzieć, że to jedno z najbardziej szalonych zakończeń w historii kina. Choć cały film jest zwariowany, finał... Nie jest szczęśliwy, nie jest smutny, jest po prostu "szalony" – chyba w dobrym tego słowa znaczeniu.

Uwaga, spoilery. Bohater Reynoldsa umiera w płonącym domu. Znajduje się w białej pustce (niebo?), pojawiają się przed nim zmarli rodzice i wszyscy, których zabił. Potem zjawia się Jezus i wszyscy zaczynają radośnie tańczyć.
Rudy kot i aktor Ryan Reynolds siedzący we wnętrzu samochodu
Frames from The Voices trailer
Źródło:
Przy okazji ciekawostka: wszystkie głosy, które główny bohater słyszy w głowie (łącznie z kotem i psem), podkładał sam Ryan.

Czy warto obejrzeć?

Krytycy (74% na Rotten Tomatoes) przyjęli film ciepło, nazywając go "przerażającym i zabawnym", a Reynolds według nich dał jeden z najlepszych występów w karierze.

Recenzje widzów (6.3 na IMDb) były jednak bardziej mieszane. Wielu widzów spodziewających się typowej komedii Reynoldsa było zszokowanych mroczną historią i przedstawieniem morderstw.

Jeden z widzów, bbickley13-921-58664, napisał w swojej recenzji:
To czarna komedia w najciemniejszym tego słowa znaczeniu - jesteśmy świadkami tego, co dzieje się w głowie szaleńca, i jest to dość niepokojące.
Użytkownik IMDb bbickley13-921-58664 o "The Voices"
Ale nawet ten dziwny film został przyjęty lepiej niż "Green Lantern" Reynoldsa. Wielkobudżetowy, poważny film akcji kompletnie przegrywa z traszem. Czasy się zmieniły.

Po seansie powiem tak: tytuł artykułu nie jest mylący ani clickbaitowy. Dostaniesz dokładnie to, co obiecano - odważny, surrealistyczny i głęboko mroczny film o chorobie psychicznej.

Opis może brzmieć szalenie, ale uwierz mi - to wszystko tylko nie nudne. Jeśli lubisz czarny humor i chcesz zobaczyć Reynoldsa w zupełnie nieoczekiwanej roli, nie przegap tego.
Wcześniej na zoomboola.com pisaliśmy o "The Prophecy": thrillerze, w którym najmilszy aktor świata zagrał Lucyfera.