Death Proof to najgorszy film, jaki kiedykolwiek nakręciłem, przyznał kiedyś Tarantino podczas panelu reżyserów dla The Hollywood Reporter. Ale zaraz, zaraz, Quentin... naprawdę? Ten film to twoja najgorsza robota?
Bo widzisz, tworzysz ociekający krwią, aksamitny hymn grindhouse'u, wypuszczasz Kurta Russella jako psychopatycznego kaskaderę, serwujesz miażdżący finał, w którym dziewczyny biorą odwet, a potem po latach nazywasz to swoją najsłabszą robotą? Nie kupuję tego.
Sprawdźmy, dlaczego "Death Proof" (2007) wcale nie jest porażką – to w rzeczywistości niedoceniony klejnot w filmografii reżysera.
To kino z duszą... i z gazem do dechy
Jasne, film ma 7.0 na IMDb i skromne 67% na Rotten Tomatoes, ale czy to naprawdę tak źle jak na nieukrywany eksperyment? To nie jest "Pulp Fiction" czy "Pewnego razu... w Hollywood" i nie musi być.
Źródło:
imdb.com
Kurt Russell kreuje jednego z najlepszych złoczyńców Tarantino
Jako Mike emanuje taką charyzmą, że nawet jego milczące momenty iskrzą napięciem. Jest przerażający i czarujący jednocześnie – jakby Darth Vader urodził się w teksańskiej dziurze i jeździł muscle carami.Akt finałowy to najlepsza scena zemsty reżysera
Tarantino odwraca sytuację: najpierw każe ci poczuć zagrożenie, potem pozwala kobietom się odgryźć – i robią to tak mocno, że chce się wstać i bić brawo. To odwrócenie nie tylko działa emocjonalnie – po prostu miażdży.Wizualnie to czysta uczta dla oczu
Zadrapania na taśmie, retro napisy, nieliniowy montaż – wszystko sprawia, że "Death Proof" wygląda jak kinowy zestaw konstrukcyjny złożony z miłością.
Źródło:
imdb.com
A co z dziewczynami?
Tarantino był niezliczoną ilość razy krytykowany za swoje maratońskie sceny dialogowe – tutaj pozwala swoim postaciom szaleć, i dziwnym trafem to działa. Jasne, jest dużo "gadaniny", ale w tej gadaninie wyłaniają się prawdziwe postacie, za którymi naprawdę kibicujesz. Szczególnie Zoe Bell, która sama w sobie przyćmiewa połowę marvelowskich blockbusterów.Tarantino nazywa "Death Proof" swoim najsłabszym filmem – może dlatego, że spalił się w box office. Może dlatego, że "Grindhouse" jako projekt nie spełnił oczekiwań. A może po prostu jest dla siebie zbyt surowy (co jest bardziej prawdopodobne).
Ale jeśli mnie zapytacie – nie, to nie jest jego najgorszy film. To jego najbardziej szczery, dziki i surowy eksperyment. A takiej roboty się nie krytykuje. Takiej roboty się ponownie ogląda.
I cholera, wciąż włączam sobie tę scenę pościgu w tle – żeby tylko usłyszeć ten ryk "śmierci na kołach".
P.S. Czym jest "Grindhouse"?
Jeśli wciąż nie do końca wiecie, jaki styl Tarantino tak namiętnie odtwarzał – oto krótkie wyjaśnienie.
Źródło:
imdb.com
Dokładnie takiej atmosferze postanowili złożyć hołd Tarantino i Robert Rodriguez w swoim wspólnym projekcie "Grindhouse" (2007), składającym się z "Planet Terror" i "Death Proof". Nakręcili filmy z celowymi zadrapaniami na taśmie filmowej, fałszywymi zwiastunami i brakującymi szpulami – żeby wszystko wyglądało jak najbardziej autentycznie.
Więc zanim nazwiecie "Death Proof" najgorszym filmem reżysera, warto pamiętać, że właściwie został nakręcony jako list miłosny do dawno zapomnianego gatunku. Wcześniej na zoomboola.com pisaliśmy o tym, dlaczego Henry Cavill nie będzie w stanie przyćmić Christophera Lamberta w nowym Highlander.