"The Game" pokaże Ci jedno z najbardziej niezapomnianych zakończeń kina lat 90., "The Running Man" serwuje ostrą satyrę na telewizję reality, a "Battle Royale" to historia, która dała początek "Squid Game" i "The Hunger Games".
The Game (1997)
Wynik w serwisie Rotten Tomatoes: 77%Jeden z najbardziej niedocenianych thrillerów Davida Finchera, nakręcony w czasach, gdy reżyser był u szczytu popularności po sukcesie "Se7en".
Film zaczyna się spokojnie i zwyczajnie, wciągając widzów w szaleństwo, które nadejdzie później.
Poznajemy Nicholasa Van Ortona (w tej roli Michael Douglas), odnoszącego sukcesy i pewnego siebie mężczyznę.
Ten spokój pryska, gdy otrzymuje nietypowy prezent urodzinowy – zaproszenie do udziału w czymś, co nazywa się "The Game", mającą wypchnąć go ze strefy komfortu.
Nicholas nie przywiązuje do tego większej wagi. Nawet nie dziwi go, że prezent pochodzi od młodszego brata (Sean Penn), z którym nie rozmawiał od lat. Bez zastanowienia wchodzi do gry.
I wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa. Prowadzący grę zwraca się do Nicholasa przez ekran telewizora, taksówkarz wyskakuje z jadącego auta z Ortonem w środku, wpadając do wody. Życie bohatera zmienia się całkowicie w jednej chwili.
Ale jak cokolwiek odkryć, gdy niemal każdy ruch zagraża twojemu życiu?
Pod koniec wszystko staje się jasne – choć nikt tego nie przewidzi. Fincher w czystej postaci. Thriller nawiązuje nawet do poprzedniego filmu reżysera, "Se7en", gdzie finał również oszołomił widzów.
Kiedy film trafił do kin, krytycy przyjęli go chłodno. Ale z biegiem lat jego popularność rosła, a recenzenci zmienili zdanie.
Teraz, przewijając opinie na Rotten Tomatoes, zobaczycie, że większość ludzi pokochała ten thriller.
Krytyk filmowy Eric Estrada z Cinegarage nazywa go na przykład "najlepszym filmem Finchera", a The Times chwali produkcję za eksperymentalne techniki operatorskie, jak "ujęcia w super zwolnionym tempie".
Michael Douglas, który zagrał główną rolę, mówił, że jest dumny z tego thrillera. Zwłaszcza z zakończenia.
A co sądzi reżyser? Jego zdanie odbiega od ogólnie pozytywnego odbioru. Fincher nie był zadowolony z projektu: Mimo samokrytyki Davida powiedziałbym, że film nie jest lepszy od "Se7en", ale zdecydowanie nie jest też gorszy. To solidny thriller, który gra z oczekiwaniami, ma idealną obsadę i oferuje charakterystyczne zakończenie.
The Running Man (1987)
Wynik na Rotten Tomatoes: 65%"The Running Man" to kwintesencja lat 80. w jednym filmie: Arnold Schwarzenegger, złowieszczy teleturniej i pełnowymiarowa dystopia.
Ten film akcji ma ze "The Long Walk" więcej wspólnego niż tylko śmiertelną grę – oba powstały na podstawie powieści Stephena Kinga (ta została wydana pod jego pseudonimem Richard Bachman).
I choć adaptacja ma na RT 67%, jej kultowy status dawno przebił te skromne oceny krytyków.
Austriacki Dąb wciela się w Bena Richardsa – pilota helikoptera, któremu wmówiono masakrę cywilów i przylepiono łatkę "Rzeźnika z Bakersfield". Oczywiście po ucieczce z więzienia zostaje złapany i wrzucony do najpopularniejszego show w kraju – "The Running Man".
To dosłownie walka gladiatorów na żywo, gdzie uczestnicy dzielą się na dwie grupy – "uciekinierów" i "tropicieli". Nietrudno się domyślić, że ci drudzy polują na tych pierwszych, a ci pierwsi próbują przeżyć.
Ale prawdziwym złoczyńcą nie są tropiciele – to cyniczny i genialny prowadzący Damon Killian (wspaniały Richard Dawson).
Manipuluje tłumem na żywo, montuje nagrania i robi z morderstwa rodzinną rozrywkę. To bezwzględna, przerysowana satyra na media, która dziś, w erze internetu, stała się jeszcze bardziej aktualna.

Źródło:
youtube.com
Schwarzenegger narzekał w swojej książce "Total Recall: My Unbelievably True Life Story", że Glaser "kręcił to jak serial telewizyjny, gubiąc wszystkie głębsze wątki".
Dziwne podejście, biorąc pod uwagę, że film dosłownie opowiada o programie telewizyjnym i z punktu widzenia satyry trafia w dziesiątkę: głupi, ale spektakularny.
Krytycy również oblewali film za "bezmyślną przemoc". Ale z biegiem lat "The Running Man" stał się dziwnie proroczy. Przewidział naszą obsesję na punkcie reality TV i manipulacji medialnej z przerażającą dokładnością.
The New York Post napisał nawet, że American Gladiators sprzedawano, używając klipów z tego filmu i hasła: "Robimy to samo, tylko bez zabijania".
Battle Royale (2000)
Wynik w serwisie Rotten Tomatoes: 90%Wielu widzów, którzy nie znają tego filmu, uważa, że "The Hunger Games" czy "Squid Game" to brutalna przemoc w czystej postaci.
Zdziwicie się, gdy dowiecie się, że ojcem chrzestnym thrillerów o śmiertelnych rozgrywkach jest japoński "Battle Royale", który powstał jeszcze w 2000 roku.
Pisaliśmy już wcześniej, że legendarny Quentin Tarantino nazywa go swoim "ulubionym filmem ostatnich 20 lat".
Film wyreżyserował 70-letni (w tamtym czasie) weteran kina Kinji Fukasaku. Powiedział, że wlał w ten obraz całą swoją nienawiść do dorosłych – nienawiść, która narosła w nim od czasów II wojny światowej, gdy jako 15-latek musiał chować się za ciałami zabitych kolegów podczas nalotów bombowych.
Wciąż nie jesteś przekonany? Fabuła na pewno cię załatwi.
W przyszłej Japonii krach gospodarczy i szalejąca przestępczość wśród młodzieży doprowadzają rząd do radykalnego rozwiązania: uchwalają prawo o nazwie "Battle Royale".
Film zaczyna się niewinnie, jak "The Game" Finchera. Klasa zwykłych japońskich uczniów wyjeżdża na wycieczkę szkolną. Atmosfera zmienia się dramatycznie, gdy zostają uśpieni gazem i budzą się... na bezludnej wyspie.
Tam wita ich z uśmiechem ich były nauczyciel (Takeshi Kitano). Z radością wyjaśnia zasady "gry": macie trzy dni, żeby się pozabijać. Przeżyje tylko jeden. Odmówisz gry? Twoja obroża wybuchowa zdetonuje. Wejdziesz do "strefy zakazanej"? Twoja obroża zdetonuje.
Każdy uczeń dostaje plecak z zapasami, mapę i "losową broń". Jedni mają szczęście – trafia im się karabin szturmowy. Inni? Pokrywka od garnka albo lornetka.
Wczorajsi przyjaciele, młode pary i szkolni łobuzy muszą zdecydować: zabić czy zginąć.
Wszystko nakręcono z maksymalnym realizmem. Do tego "realizmu" dodaje fakt, że w Japonii Takeshi Kitano znany jest nie tylko jako reżyser, ale jako prowadzący popularne teleturnieje (jak "Takeshi's Castle").
W swoim kraju film otrzymał rzadką kategorię wiekową R15+. Wiele państw całkowicie go zakazało. Amerykańscy dystrybutorzy przez ponad dekadę bali się wypuścić go do kin, obawiając się pozwów.
Ale krytycy i widzowie pokochali ten film. Time Out chwalił jego "zawrotną atmosferę", a BBC nazwało go "wciągającym filmem akcji, który w szokująco brutalny sposób uczy lekcji o dyscyplinie i determinacji".
W przeciwieństwie do wysterylizowanych "The Hunger Games", "Battle Royale" to nie melodramat z domieszką akcji. To wściekła, krwawa i czasem makabryczne zabawna przypowieść o dorastaniu. Wcześniej na zoomboola.com wyjaśnialiśmy, dlaczego film "The Long Walk" nazywany jest "arcydziełem".